piątek, 22 stycznia 2021

(52) PRZYGLĄDAJĄC SIĘ SOBIE PRZEZ OKNO JOHARI

 


 Jak bardzo jesteśmy wpatrzeni w siebie? Czy potrafimy spojrzeć na własne „ja” z dystansu? Jak dobrze znamy samych siebie, a co nam się tylko wydaje? Jak radzimy sobie ze słabościami? Na ile jesteśmy w stanie je zagrzebać pod cieńszą lub grubszą warstwą wyparcia? Świadome przekucie balonu subiektywizmu pozwala dostrzec u siebie deficyty, których patrząc tylko z wewnątrz nie zauważamy. Dlatego jedynie otwarcie samoświadomości pozwala na spojrzenie na siebie z zewnątrz. Choćby spojrzenie przez Okno Johari. Jest ono narzędziem, dzięki któremu można zwiększyć pokłady obiektywizmu. Służy oddzieleniu obiektywnego spojrzenia od subiektywnego widzenia siebie. Ale uświadamia nam także, jak zsubiektyzowane mogą być sądy o nas innych osób. Widoczne w Oknie Johari 4 obszary poznania pozwalają uwolnić się od jednostronnej oceny. Dają szansę zarówno poznać lepiej siebie jak i zracjonalizować wpływ opinii innych. Dlatego najkorzystniejszym jest dla nas, gdy większość opinii pochodzi z tego obszaru otwartego, redukując wpływ trzech pozostałych – ukrytego, ślepego i nieznanego. Wtedy to własne sądy poprzez konfrontacje ze zdaniem innych, stają się bardziej prawdziwe. 

Odczuwając tylko w jednym z obszarów Johari, możemy widzieć siebie jako bardzo zadowolonych ze swojego życia. Racjonalizujemy porażki, kładąc je na karb niezbędnego ryzyka, odcinamy kupony i jesteśmy szczęśliwi, dopóki... Dopóki nie usłyszymy pustego odgłosu tego zadowolenia. Blaszanego bębenka, który być może nie wydaje złowróżbnego tonu, ale może intonować coś, czego nie zauważyliśmy w tym naszym zadowoleniu z siebie. 

Ale jest też inna strona, odwrotna jakby, kiedy refleksja powoduje, że nasz wcześniejszy sceptycyzm, zachowawczość czy lęk przed nowym zmienia się w czasie, w przeżycia i doświadczenia tak wnikliwe i ujmujące, że zaskakują nas samych i przechodzą w coś tak wartościowego, że wprowadzamy się w przewidywalny spokój, cieszymy się tym co jest, czego tak bardzo potrzebowaliśmy a co być może, przez lata było uśpione. Dwa subiektywne spojrzenia. Dwie refleksje. Jakże jednak różny przekaz. I finał.

I o ile filozoficzne „człowiek jest miarą wszechrzeczy” Protagorasa pokazuje nam to, w tych przekazach, to miara ta może nas mierzyć w różny sposób. I czasem nie tylko od nas zależy w jaki. Czasem ta nasza duża osobliwość, wyłączność na ocenę, na pogląd bez kontekstu innego spojrzenia, odbicia się w innym człowieku czy miejscu nie pozwoli nam dostrzec ani pustego zadowolenia, ani niepotrzebnej rezygnacji ze szczęścia.

Bo co jest prawdziwe i co jest dla nas lepsze, to będąc sami ze sobą, zawsze będzie jednoznaczne. Dla nas i dla innych. Bo zawsze uznamy, że to jest to, co sami czujemy, to co sami kreujemy, z czego przecież jesteśmy albo chcemy być zadowoleni. Bo to nas wyraża w jakiś sposób. I patrzenie na wszystkie ważne kwestie z własnej perspektywy, zgodnie z własnymi przekonaniami, poglądami oraz uczuciami nie tylko nie jest złe, ale z założenia jest dobre. Tylko, że nie jedyne. I nie zawsze obiektywnie dla nas pożądane, optymalne, sprzyjające i w konsekwencji dające to poczucie szczęścia. Wyjrzyjmy więc czasem przez okno.

 

Jak głęboko Inga i Bartek przenikną własną otwartością swoje światy, aby dostrzec deficyty swojego życia? I co przyniosą im te odkrycia? O tym na stronach 207-209 książki Miłość w czasie epidemii.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz