piątek, 15 stycznia 2021

(51) SZCZĘŚCIODZIAŁ

 


 Christopher McCandless, bohater „Wszystko za życie” mówił, że szczęście jest prawdziwe tylko wtedy, kiedy możemy je dzielić z innymi. Dotyczyć to może także wyjścia poza tę najbliższą, intymnie dwuosobową relację. Wtedy, gdy eksploduje w nas potrzeba podzielenia się naszym szczęściem z całym światem. A w każdym razie przynajmniej z tymi, którzy są dla nas ważni. Najczęściej tak właśnie jest, że gdy jesteśmy z tą drugą osobą, to na początku pragniemy, żeby świat wokół przestał istnieć. Aby być tylko we dwoje na prawie bezludnej wyspie miłości. Ale nasyciwszy się sobą w tej pierwotnej totalności, zaraz potem nie chcemy już istnieć bez tego świata. Stąd bierze się takie pragnienie opowiedzenia siebie innym, swoich najlepszych uczuć i najpiękniejszych emocji. Wykrzyczenie swojego szczęścia i opowiedzenia go samym sobą. Pokazania śmiejącymi się oczami, wewnętrznym spokojem, nowymi pomysłami, realizacją marzeń, ukojeniem, pokonywaniem barier i przeszkód. I podzielenia się ze światem kimś ważnym, kto właśnie pojawił się obok nas. I został.

Wynikać to może z tego, że człowiek jako istota społeczna (co szczególnie pokazał ostatni rok), potrzebuje innych, żeby bardziej poczuć się sobą. Może wynikać to także z tego, że na to swoje szczęście czasem czeka się bardzo długo. I jak już przyjdzie, to samo tylko grzanie się w jego cieple może być niewystarczające. Kiedy w życiu coś zaczyna układać się nam w sensowną, solidną całość i staje się ważne, albo doświadczamy czegoś po raz pierwszy, to wypływają z nas całkiem nowe uczucia i emocje. Nagle zadziwia nas duma, którą czujemy, poczucie pewności siebie, własnej wartości, albo po prostu takiej radości z tego, że stało się, wydarzyło się coś, co wydawało się tylko odległym marzeniem.  I kiedy sami nasycimy się pierwszymi symptomami tego szczęścia, kiedy nacieszymy się tym co nasze, to z jakiegoś powodu chcemy podzielić się tym ze światem, lub choćby jego najważniejszą dla nas częścią. Przekonani bowiem jesteśmy, że tym, co dobre należy się dzielić. Tak bardziej euforycznie nawet, to myślimy, że nie można się zamknąć na świat, bo on też musi się cieszyć z nami.

I faktem jest, że z tego szczęścia może też płynąć jakaś siła dla innych. Dla tych, którzy jeszcze czekają, którym coś nie wyszło i wciąż nie wychodzi, dla tych, którzy się zniechęcili, pogubili i stracili nadzieję na odnalezienie drogi, dla tych, którzy przestali dbać o siebie oraz dla tych, w których coś się zwyczajnie wypaliło. Więc sami czując się szczęśliwi, dzielimy się tym, chcąc i mogąc dać impuls innym.

Jednak dzieląc się szczęściem, jak każdym stanem czy zachowaniem, nawet najlepszym i najczystszym w intencji, możemy spotkać się z różnymi reakcjami. Bo może zdarzyć się tak, że jednych zainspirujemy, zbudujemy w jakiś sposób ale w innych wzbudzimy niechęć, zazdrość czy wręcz irytację. I może to nie wynikać nawet z ich złej woli czy negatywnego nastawienia do drugiego człowieka, ale być może z jakichś trudności z samym sobą, z nieprzepracowania czegoś niełatwego w ich życiu, innego doświadczenia lub po prostu ze zwykłego zgorzknienia. Ale poza tymi przypadkami nasze szczęście sprawia radość innym. Tym, którzy sami są na nie otwarci, którzy potrafią się cieszyć z czyjejś radości i sami uznają, że to wcale nie takie trudne być szczęśliwym, tylko trzeba czasem bez wybujałych oczekiwań, nie tylko wyjść naprzeciw, ale też stworzyć odpowiednie okoliczności.  Bo jak już napisałam o tym wcześniej w książce, to świadomi ludzie kształtują okoliczności, a nie okoliczności ludzi.  

Czy nasze pojęcie szczęścia będzie tym samym dla całego świata. Czy Inga z Bartkiem zapragną tego dzielenia się nim i jak odnajdą ich w tym, ich bliscy. O tym i innych ciekawostkach z wyjścia poza dwuosobową przestrzeń szczęścia przeczytacie na stronach 186-195, 199-206,210-220 książki „Miłość w czasach epidemii”.



Photo by Tim Marshall on Unsplash

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz