piątek, 12 lutego 2021

(55) NIEKOŃCZENIE, CZYLI CO PRAWDZIWIE SIĘ ZACZYNA - NIGDY SIĘ NIE KOŃCZY

 

Podobno zaczynamy żyć naprawdę, gdy przestajemy się bać życia. Wtedy, gdy czasem coś wymknie się z naszych założeń czy planów. Ale nie dlatego, że coś zrobimy nie tak, tylko dlatego, że zrobimy coś aż nadto. Kiedy staramy się za bardzo, nawet wzbraniając się przed tym. I wtedy nadchodzi rewolucja własnych poglądów, przekonań i odczuć. Dotychczasowego spojrzenia na więzi z ludźmi. Także na związek z tą drugą osobą i jego naturę. I pokonamy wszystko, nasze ograniczenia, nawet własny lęk, żeby poczuć się inaczej, by poczuć to szczęście, ten spokój i siebie, od początku do końca...

Przechodząc przez własne doświadczenia zauważamy nieraz, różnice w konsekwencjach tych rzeczy, do których zmierzaliśmy. Które były naszym celem. Nawet jeśli dotyczyły tożsamych spraw, relacji czy uczuć. I nie ważne czy dotyczyć mogły np. zainteresowań, pasji, wizerunku, realizacji planów czy też zawierały w sobie bardziej złożone i interpersonalne relacje, takie jak przyjaźń czy miłość.

Zastanawialiśmy się pewnie nie raz, dlaczego coś co zapowiadało się rewelacyjnie, skończyło się nagle, ”z hukiem” i raną głęboką jak Rów Mariański. A znów coś innego, być może zwyczajnego, spodziewanego bardziej lub mniej, przetrwało długo, trwa lub nawet nie trwając, pozostało gdzieś w nas, w taki wyjątkowy sposób już na zawsze. Czasami też będąc przyzwyczajonymi do naszego życia, po prostu nie dopuściliśmy myśli o zmianie "dotychczasowego" na coś, co mogłoby nas prawdziwie otworzyć albo może raczej stworzyć, z tego, co próbujemy ukryć.

 „Co prawdziwie się zaczyna nigdy się nie kończy...”- pisał Edward Stachura.

 Czy istnieje prawdziwość początku, która nie da nam doświadczyć końca albo przynajmniej pozostawi na zawsze najlepsze wspomnienia.

Czy prawdziwością tą może stać się „wyzbycie” powierzchowności? Tej samej, wg której oceniają nas ludzie dookoła. Bo prawdziwość to przecież stanięcie ze sobą w prawdzie o sobie, także ze swoimi słabościami, lękami. Ale to także stanięcie „nagim” przed kimś, kto z nami to trwanie zaczyna. Bez pozowania, bez czarowania, bez udawania, bez idealizowania, ale też ze wszystkim najlepszym co w nas.  Bo istotnym jest, aby zaznaczać, to co dla nas ważne, wartościowe czy dobre i jedynie nie oczekiwać niczego poza tym, czego głęboko w sercu pragniemy. Czasem tym pragnieniem będzie energia, której potrzebujemy jak powietrza, czasem to radość, której nam brak jak wody w skwarze południowego słońca, czasem to bezpieczeństwo nas i naszych uczuć, a czasem spokój, ten najcudowniejszy ze wszystkich stan duszy i umysłu, który nawet mimo szaleństwa wprowadza równowagę do wszystkiego co się toczy dookoła i w nas.  A najczęściej tym pragnieniem jest to wszystko razem. Niby dużo, a tak niewiele przecież do tego trzeba.

Bo kiedy prawdziwie będziemy zaczynać nawet najtrudniejszą czy najbardziej zaskakującą drogę to ona będzie prowadzić nas zawsze tam, gdzie będziemy czuli się dobrze. Nieskończenie.

Czy bohaterowie książki po rozpoznaniu prawdziwości swoich uczuć i pragnień, po pokonaniu strachu przed ponownym zranieniem i nauczeniu się już życia obok siebie, będą potrafili a raczej czy będą chcieli cokolwiek bez siebie. Książkowe zakończenie historii Ingi i Bartka dla wszystkich z nas może być nowym początkiem, o czym przeczytacie na stronach 228-234 „Miłości w czasie epidemii”.




1 komentarz:

  1. Będąc prawdziwym przed drugim człowiekiem, odkrywając się przed nim, ryzykujemy - możemy albo zyskać prawdziwego przyjaciela, albo zostać odrzuceni. Nie warto więc udawać, a być zawsze sobą. Ci, którzy mają zostać, zostaną, a ci, którzy i tak powinni odejść, zrobią to.

    OdpowiedzUsuń